wystąpił...
30 kwietnia 1999
|
w składzie: Mikołaj Trzaska Piotr Pawlak Aleksander Walicki Tomasz Gwinciński |
Loskot w Mozgu - Obiecujaco zapowiadal sie nadchodzacy weekend.
Koncert mial sie rozpoczac o dziewiatej, ale stwierdzilem, ze na wszelki
wypadek pojade troche wczesniej. Klub dosyc zatloczony, ale jakos
dobrnalem do baru i saczac piwka wsluchiwalem sie w testujacego
za drzwiami sprzet, gitarzyste i serwowane mozgowe plytki. Po jakiejs
godzinie zespol wytlumaczyl, sie z obsuwy zapracowanym kontra/basista,
(ktory tego dnia gral jeszcze z inna kapela) i zabral sie za performance, jak
to mawia Trzaska :) I nagle male zaskoczenie. Nie dosc, ze wbrew
przewracajacym sie wszedzie ulotkom mowiacym o wypchanych po brzegi
salach koncertowych, na salke mozgowa weszlo jedynie kilkanascie osob,
to Trzaska zostal obrzucony niezbyt lagodnymi wyzwiskami przez jakiegos
niezadowolonego jegomoscia co to mu dziesieciu zlotych na bilet bylo
szkoda. Wywiazala sie niezbyt inteligentna dyskusja i skonczylo sie na tym,
ze Trzaska przepraszal "publicznosc" za to, ze nie graja za darmo. Zupelnie
tego nie rozumiem. W kazdym razie atmosfera byla niewesola.
Nigdy dotad nie slyszalem Loskotu wiec po pechowych recenzjach
spodziewalem sie niemalze solowego wystepu lidera na malo pomyslowym
tle. Tym czasem dostalem cos zupelnie przeciwnego.
Jednostajne statyczne rozmyte dzwieki gitary nadajace przestrzeni
delikatnej perkusji i powtarzanym w nieskonczonosc motywom kontrabasu.
Na tym zwiewnym tle Trzaska nie spieszac sie rozwija swe rownie leniwe,
powoli budowane frazy. Na razie slychac jedynie szumiace powietrze
wydobywajace najnizsze subtelne dzwieki z dosc egzotycznego jak na
ten rodzaj muzy klarnetu basowego. Po kilku minutach nie wiedzac jeszcze
co za chwile nastapi pomyslalem, ze na dluzsza mete to moze byc nudny
koncert :) Ale ta idealnie zrownowazona, z doskonale utrzymanymi
proporcjami miedzy gra poszczegolnych instrumentow, muzyka, z minuty
na minute staje sie coraz bogatsza. Gwincinski dodaje kolejne dzwieki
powoli zageszczajac rytm, Walicki z coraz wieksza pasja wygrywa transowy
riff, z poczatkowo nieczytelnych tematow granych przez Trzaske wylania
sie dynamiczna improwizacja. Gdy nie wystarcza juz matowe brzmienie
klarnetu pan Mikolaj siega po saksofon (chyba sopranowy), a gdy caly
zespol gra juz na pelnych obrotach, Trzaska chwyta za tenora i osiaga
na nim szczyt ekspresji. Mimo to, nie wiem czy zgodnie z wizja samego
zespolu czy mikser-mana saksofon nie wysuwa sie przesadnie na pierwszy
plan i Loskot osiaga bardzo spojne brzmienie. Czasem Trzaska odklada
instrument i kiwa sie z zamknietymi oczami. Wtedy doszedlem do wniosku,
ze Loskotowe tlo do improwizacji rownie dobrze moze istniec zupelnie
samodzielnie. Wlasciwie to ono jest najwazniejsze. Nie sposob sie oprzec
transowosci tej muzyki. Wraz ze wzrostem dynamiki i napiecia calkowicie
przejmuje kontrole nad sluchaczem (przynajmniej nade mna). I to w Loskocie
spodobalo mi sie najbardziej. Sposob w jaki utwory powoli rozwijaja sie
z cichych ambientowych wstepow po niemal spacerockowo-gongowe odjazdy.
Nikt sie z niczym nie spieszy. Na wszystko przychodzi swoj czas...
Powstaje nieograniczona przestrzen, zarowno formalna jak i brzmieniowa...
I tak po dwoch kilkudziesieciominutowych utworach zespol udal sie
w kierunku baru by zregenerowac sily, a ja w przeciwnym, uwolnic sie
od dokuczliwych piwek, a nastepnie uzupelnic ich brak.
Jeszcze przed koncertem zaintrygowala mnie muzyczka saczaca sie
z glosnikow, a wlasciwie zachwycila mnie niezwykle klimatyczna gitarka.
Na tyle, ze musialem pogadac z barmanem. Okazalo sie, ze puszczal
najnowsza solowa plytke Gwincinskiego z jakimis dwoma panami, ktorych
nazwisk nie zdolalem zapamietac i dodal ze naklad jest limitowany. Na
pytanie czy mozna to to kupic odeslal mnie do Gwincinskiego (sam na to
nie wpadlem :) A Gwincinski chyba troche zaskoczony dal mi numer na
komorke i powiedzial, ze mam do niego dzwonic za tydzien, bo jedyne
na razie dwa egzemplarze, to prezenty dla mozgu. Dzisiaj juz za bardzo
nie pamietam jak muzyczka ta brzmiala, wiec nie wiem czy sie na ten
telefon zdecyduje, ale moze ...w przyplywie szalenstwa.
Po jakims czasie rozpoczal sie drugi set, jak to Loskot rzecze.
Przedstawil muzyke wedlug tej samej recepty, tyle ze Pawlak, ktory do tej
pory ograniczal sie do gry dwoch (w porywach) ledwo slyszalnych akordow
na krzyz, tym razem pokazal co naprawde potrafi i musze przyznac, ze
rzucil mnie na kolana. W tej czesci byl zdecydowanie najwazniejszy.
Zaczal grac bardziej sekwencyjnie, powtarzajac cos na ksztalt riffow
dublowanych nastepnie przez Walickiego. A "sola" jakie wycinal to
zupelny kosmos. Jedna noga stawal na pitch shifterze druga na kaczce
i kiwal sie na pedalach od czasu do czasu tworzac petle. To co w ten sposob
powstawalo bylo niezwykle. A tworzyl te pokrecone dzwieki prawie bez
uzycia rak =8) Genialna sprawa! ...I te swiszczace czestotliwosci... tego
sie nie da opisac. Drugi numer drugiej polowy oparty byl z kolei na przepieknie
zaokraglonych dlugich dzwiekach o wspanialej cieplej teksturze... Pawlak
osiaga naprawde doskonale brzmienia. Zupelnie nie rozumiem zarzutow pod
jego adresem. Dla mnie to zdecydowanie najjasniejszy punkt Loskotu. Nie
moge tez sie zgodzic z "podajacym rytm" Gwincinskim. Ten facet ma tu
najwieksza kontrole nad stopniowaniem dynamiki utworow, a w efekcie
najwiekszy wklad w ich forme... ksztalt. Nie mam zadnych doswiadczen w tej
dziedzinie wiec gre perkusji odbieram wylacznie emocjonalnie. Moze dlatego
nie dostrzeglem w niej zadnych uchybien i jakos nie wyobrazam sobie innego
lepszego stylu gry, innej techniki, do tej muzyki :) Mi to odpowiada. Trzaska
z kolei gra bez szczegolnych fajerwerkow i porywa swa gra jedynie na
tenorze ...a moze po prostu brzmienie tego saksofonu lubie najbardziej.
Walickiego prawie nie zauwazylem. "Wtopil" sie w perkusje Gwincinskiego
i specjanie sie nie wychylal. To tyle mojej chaotycznej niby-analizy. |
Wojtek Niwiński |
deszczowe psy [ główna ] [ radio ] [ musica ] [ koncerty ] [ distro ] |